Prezydent Tanzanii nie żyje

17 marca 2021 r. w wieku 61 lat zmarł dr John Pombe Magufuli, prezydent Tanzanii – postać kontrowersyjna, ale z pewnością nietuzinkowa. W Tanzanii, ale i w całej Afryce był uważany za męża stanu, potrafiącego się przeciwstawić szeroko rozumianemu „Zachodowi”. Jeden z kenijskich profesorów ukuł nawet słowo „magufulizacja”, której cała Afryka potrzebuje, a jeden z tanzańskich posłów wzywał do zmiany konstytucji, która by umożliwiła Magufuliemu trzecią kadencję. Niektórzy na „Zachodzie” z kolei kwalifikowali jego rządy jako reżim (jak np. europoseł David McAllister). Co takiego kryje się za fenomenem „Buldożera” (bo takiego przydomka się doczekał jako minister robót, transportu i komunikacji)?

John Magufuli urodził się w ubogiej rodzinie w Chato w regionie Kagera (obecnie Geita) w północno-zachodniej Tanzanii. Przynależy do ludu Sukuma. W czasie kampanii prezydenckiej w 2015 r. wspominał swoje dzieciństwo, że zajmował się wypasem bydła. Wsparcie dla najuboższych rodaków zawsze stanowiło jego priorytet jako polityka. Nie dziwi zatem, że największe poparcie miał na terenach wiejskich. Po ukończeniu studiów w Mkwawa College of Education w Irindze pracował jako nauczyciel matematyki i chemii, a następnie w przemyśle chemicznym. W 1995 r. został wybrany do parlamentu i rozpoczął karierę polityka. W 2009 r. obronił doktorat z chemii na Uniwersytecie w Dar es-Salaam. Jako minister dał się poznać jako człowiek skuteczny i pracowity. Z determinacją zwalczał korupcję, bez względu kto za nią stał. Potrafił zarządzić wyburzenie budynku rządowego, gdyż został postawiony bez pozwoleń i przeszkadzał w wytyczeniu drogi. Rozpoczął olbrzymie projekty infrastrukturalne, które wprowadziły kraj na ścieżkę wysokiej stopy wzrostu gospodarczego. Celem stało się opuszczenie przez Tanzanię listy najsłabiej rozwiniętych krajów świata. Już w 2020 r. została ona uznana przez Bank Światowy za kraj średnio rozwinięty. ONZ przewiduje, że stanie się to w tej dekadzie. Do 2030 r. ma powstać największy w Afryce port w Bagamoyo.

Nominacja Johna Magufuliego na prezydenckiego kandydata CCM (suahili „Chama cha Mapinduzi” – Partii Rewolucyjnej, która nieprzerwanie od uzyskania przez Tanzanię niepodległości, pod różnymi nazwami, sprawuje władzę w kraju) w 2015 r. była pewnym zaskoczeniem, gdyż Magufuli nie miał jeszcze wówczas silnej pozycji w swojej partii. Zresztą wygrał wybory nieznaczną przewagą głosów. Jednakże bardzo szybko zyskał sobie nie tylko popularność, ale wręcz miłość obywateli. W pierwszym dniu prezydentury odwiedził niespodziewanie ministerstwo finansów i pytał o powody nieobecności wielu pracowników. Kolejne wybory w 2020 r. wygrał już zdecydowaną większością, choć według obserwatorów i opozycji przed i w czasie wyborów dochodziło do nieprawidłowości, m.in. zatrzymań kandydatów opozycyjnych i protestujących. Demonstracje w Tanzanii są zakazane.

Nieufny wobec zagranicy (nie tylko wobec Zachodów, ale także swoich sąsiadów), koncentrował się na swoim kraju. Mimo że siedziba Wspólnoty Wschodnioafrykańskiej znajduje się w Aruszy w Tanzanii nie uczestniczył w spotkaniach organizacji, wysyłając na nie przedstawicieli niższego szczebla. Nie tylko sam rzadko udawał się za granicę, ale zakazał takich delegacji pracownikom służby cywilnej, argumentując to racjonalizacją kosztów. Podpisując wszelkie kontrakty międzynarodowe musiał się upewnić, że przyniosą one korzyść Tanzanii. Wprowadził prawo, które pozwalało na pracę obcokrajowcom tylko przez 5 lat, a po tym okresie mieli być zastąpieni przez Tanzańczyków. Kontrakty można było im przedłużyć tylko w przypadku, gdy brakowało Tanzańczyków o określonych kompetencjach.

Próbował mobilizować kapitał rodzimy do inwestycji. Wiązało się to z restrykcyjną polityką fiskalną. Wysokie podatki uderzały przede wszystkim w szarą strefę oraz drobnych przedsiębiorców pracujących w miastach. Narzekali oni na pogorszenie się ich warunków życia.

Często odwoływał się do pierwszego prezydenta Tanzanii Mwalimu Juliusza Nyererego („mwalimu” oznacza w suahili „nauczyciel”, gdyż Nyerere, zanim objął władzę, pracował w szkole, i do dzisiaj taki tytuł z szacunku mu przysługuje). Imponowało mu to, że Nyerere odrzucał „rady” płynące z Zachodu. Sam też starał się być niezależny. Gdy nastała pandemia COVID-19, początkowo rząd współpracował z WHO i raportował liczbę zakażonych, ale w maju 2020 r. poinformował o przeprowadzonym eksperymencie. Otóż do laboratorium wysłano próbki rzekomo od kilkorga Tanzańczyków (w rzeczywistości były one pobrane od kozy, a nawet z mango czy papai) i wyniki okazały się w kilku przypadkach pozytywne. Rząd zdecydował o zaprzestaniu podawania do publicznej wiadomości liczby zakażonych. Zamiast tego prezydent wezwał do trzydniowej pokuty i modlitwy w kościołach i meczetach o ustanie pandemii, a także do stosowania medycyny naturalnej (inhalacje) i odpowiedniej diety (imbir, mchai chai). Tłumaczył, że, biorąc pod uwagę, iż większość mieszkańców żyje z dnia na dzień, to z powodu ewentualnego lockdownu więcej osób umarłoby z głodu niż z powodu wirusa SARS-CoV-2. Trzeba też mieć świadomość, że wielu ludzi zwyczajnie nie stać na kupowanie codziennie maseczek, mimo że kosztują one zaledwie 1000 szylingów (niecałe 2 złote). Prezydent zapowiedział, że Tanzania nie zakupi szczepionek.

Jako żarliwy katolik mówił o tym (co dzisiaj Tanzańczycy chętnie przypominają w mediach społecznościowych), że można umrzeć na malarię, na nowotwór i inne choroby, ale najważniejsze, by ufać Bogu. Publicznie też wygłaszał pogląd, że wirus jest złem i w zetknięciu z Komunią świętą się spala. Następnie ogłosił Tanzanię wolną od pandemii i rzeczywiście sytuacja w kraju była w 2020 r. stabilna. Panowało ogólne przekonanie o zwalczeniu pandemii, a o osobach, które w to nie wierzą, wyrażano się z dezaprobatą. Nigdy nie pojawiły się restrykcje zgromadzeń w kościołach, nie zamknięto granic, nie tylko nie nakazywano noszenia maseczek, ale prezydent wręcz zniechęcał do ich noszenia (i rzeczywiście jeszcze w październiku 2020 r. trudno było kogoś spotkać w maseczce). Turyści ze stref zagrożonych kontynuowali urlopy na Zanzibarze i w części kontynentalnej Tanzanii. Pojawiali się też nowi turyści, którzy zazwyczaj jeździli do takich krajów, jak Egipt czy Tunezja, ale w obecnej sytuacji brak obostrzeń zachęcił ich do odwiedzania Tanzanii. W 2021 r. najwyraźniej pojawiła się druga fala, ludzie zaczęli umierać „po krótkiej chorobie” (tylko pięć osób w państwie, m.in. prezydent, premier i minister zdrowia, mogło się wypowiadać o koronawirusie). Jednak rząd w dalszym ciągu negował istnienie pandemii w Tanzanii. Wydaje się, że stracił kontakt z rzeczywistością, bo „ulica” wiedziała swoje. Ludzie sami z siebie, bez żadnych nakazów, zaczęli zakładać maseczki i wyrażali przekonanie, że koronawirus jest wszędzie. Kościół katolicki odciął się od polityki negowania koronawirusa i w liście Konferencji Episkopatu Tanzanii wskazano na zwiększoną liczbę pogrzebów oraz wezwano wiernych do zachowania środków ostrożności. Szczególnie dramatyczna sytuacja pojawiła się w regionach turystycznych: na Zanzibarze i w regionie Kilimandżaro. Kiedy nagle zmarli wiceprezydent Zanzibaru oraz sekretarz prezydenta, rząd przestał negować występowanie pandemii w kraju. Wprowadzono nakaz noszenia maseczek w środkach komunikacji publicznej w Dar es-Salaam.

Pod koniec lutego 2021 r. prezydent Magufuli przestał się pojawiać w mediach, co zaczęło rodzić domysły, że sam zachorował na COVID-19 i jest leczony w szpitalu w Kenii. Jeszcze 12 marca premier Kassim Majaliwa zapewniał, że prezydent jest zdrowy i ciężko pracuje. Jednak w nocy 17 marca wiceprezydent Samia Suluhu Hassan w wystąpieniu telewizyjnym ogłosiła zgon prezydenta. Nie podała przyczyny śmierci, wskazała jedynie, że od ponad 10 lat cierpiał on na chroniczne migotanie przedsionków.

Jakkolwiekby oceniać politykę prowadzoną przez Johna Magufuliego, nie można mu odmówić dobrych intencji. Był z pewnością patriotą, dał się zapamiętać zarówno przez tanzańskich chrześcijan, jak i muzułmanów, jako ojciec narodu. Cała Tanzania pogrążyła się w smutku i czternastodniowej żałobie. Jeszcze tej samej nocy, w której zmarł prezydent, pojawiła się piosenka go opłakująca pt. „Umetuacha imara” (z suahili „Zostawiłeś nas Niewzruszony”).

Zgodnie z konstytucją jeśli prezydent pochodzi z części kontynentalnej, to wiceprezydent jest z Zanzibaru i w razie zwolnienia miejsca, to on zostaje zaprzysiężony na prezydenta i pełni swój urząd do końca kadencji. W obecnej sytuacji jest to Samia Suluhu Hassan (znana jako „Mama Samia”). Tym samym w federacji wzrasta pozycja Zanzibaru, w którym istnieją tendencje separatystyczne. Samia Hassan blisko współpracowała z Johnem Magufulim i zapewne będzie kontynuowała kurs rozwoju Tanzanii, obrany przez prezydenta. Można jedynie oczekiwać zmiany w zakresie stosunku do pandemii, bo nie da się dłużej utrzymać negowania koronawirusa. Zwalczenie globalnej epidemii wymaga współpracy wszystkich krajów. Na nic zdadzą się wysiłki krajów ościennych, jeśli Tanzańczycy nie będą się szczepić, gdyż wirus będzie wtedy nadal mutować. Poza tym trudno sobie wyobrazić restrykcje w podróżowaniu przez obywateli w Tanzanii przy braku szczepionek. Mama Samia stanie się jedną z dwóch kobiet w Afryce (obok prezydent Etiopii Sahle-Work Zewde), które będą obecnie głowami państwa.


Konrad Czernichowski – adiunkt na Wydziale Ekonomicznym UMCS; profesor wizytujący na Wydziale Handlowym (Faculty of Commerce) Jordan University College w Morogoro w Tanzanii; autor lub współautor m.in. następujących książek: „Integracja afrykańska – uwarunkowania, formy współpracy, instytucje”; „Klątwa surowcowa w Afryce? Przypadek Zambii i Botswany” (wraz z Dominikiem Kopińskim i Andrzejem Polusem”); „Kompendium wiedzy o organizacjach międzynarodowych” (pod redakcją Ewy Łaźniewskiej i Przemysława Deszczyńskiego); „Afryka Subsaharyjska. Potencjał, problemy i możliwości dla Polski” (wespół z Ewą Cieślik i Barą Ndiayem)