Choć kontynent afrykański dzieli się na wiele państw, regionów i kultur, w koncepcjach geostrategicznych traktowany jest najczęściej jako spójny przedmiot budowania relacji (mówi się przecież o stosunkach UE-Afryka, USA-Afryka czy Chiny-Afryka). Chińska strategia bezpieczeństwa nie jest tutaj wyjątkiem. Zarówno podczas obrad Forum Współpracy Chiny-Afryka (Forum on China-Africa Cooperation), zainaugurowanym w 2006 r oraz Forum Pokoju i Bezpieczeństwa Chiny-Afryka (China-Africa Peace and Security Forum), które po raz pierwszy miało miejsce w czerwcu 2019 r. w Pekinie, przyjmuje się kontynentalne podejście do spraw bezpieczeństwa. Jednak to panafrykańskie spojrzenie na kontynent, z czasem, będzie wymagało korekty i dopasowania do specyfiki poszczególnych regionów.
Chińska Republika Ludowa, podobnie jak inne mocarstwa po II wojnie światowej, zaczęły interesować się kontynentem afrykańskim w dobie dekolonizacji. Rywalizując jednocześnie ze Stanami Zjednoczonymi i Związkiem Sowieckim, Pekin starał się zyskać w Afryce rozległe wpływy, wspierając ruchy wyzwoleńcze i wybranych przywódców, finansując ich szkolenie i uzbrojenie. Po upadku „żelaznej kurtyny”, kiedy rywalizacja na linii Waszyngton-Moskwa straciła wcześniejszy wymiar ideologiczny, a niepodległe państwa afrykańskie odeszły na dalszy plan w polityce zagranicznej obydwu supermocarstw, Chiny nadal widziały w Afryce istotny obszar, który w przyszłości mógł stać się kluczowy dla światowej dominacji.
W 1999 r. kontynent afrykański stał się jednym z głównych kierunków chińskich inwestycji po wprowadzeniu przez Pekin tzw. polityki „go out”, która zachęcała prywatne i państwowe przedsiębiorstwa do poszukiwania możliwości gospodarczych za granicą.W rezultacie chiński handel z Afryką wzrósł 40-krotnie w ciągu kolejnych dwóch dekad – w 2017 r. wyniósł 140 mld dolarów.
Relacje gospodarcze pomiędzy Pekinem a licznymi państwami Afryki są przedmiotem wielu analiz oraz tekstów naukowych i publicystycznych. Mając na uwadze powiązania ekonomiczne, liczne i kosztowne inwestycje infrastrukturalne na Czarnym Lądzie, a także (w konsekwencji) rosnące zadłużenie krajów afrykańskich w Chinach, warto zwrócić uwagę na zagadnienie często pomijane, kiedy mówi się o relacjach pomiędzy Pekinem a afrykańskimi stolicami, czyli coraz większe zaangażowanie wojskowe ChRL w Afryce. Od początku lat dwutysięcznych militarna obecność Chin systematycznie rośnie. Dzieje się tak w wyniku zobowiązań wynikających z członkostwa ChRL w organizacjach międzynarodowych, lecz przede wszystkim z powodu kompleksowych umów dwustronnych, jakie Pekin podpisuje z coraz większą liczbą państw afrykańskich.
Zanim Chiny zdecydowały o budowie pierwszej, własnej bazy wojskowej w na kontynencie, żołnierze Chińskiej Armii Ludowo-Wyzwoleńczej (ChALW), byli już obecni w licznych państwach Afryki. W latach 2005-2020 liczba chińskich żołnierzy stacjonujących w Afryce w ramach misji pokojowych ONZ wzrosła z 1059 do 2544. W ciągu ostatnich 15 lat brali oni udział w operacjach w Sudanie, Sudanie Południowym, Liberii, Mali i Demokratycznej Republice Konga. Pekin przekazał ponadto wiele milionów dolarów na wyposażenie żołnierzy biorących udział w misjach pokojowych Unii Afrykańskiej w Somalii oraz dostarczył znaczące fundusze Międzyrządowej Władzy ds. Rozwoju (Intergovernmental Authority on Development) na mediację podczas konfliktu w Sudanie Południowym.
Ponadto, od 2008 r. chińska Marynarka Wojenna, w ramach międzynarodowych antypirackich patroli, kontroluje wody Zatoki Adeńskiej, a w roku 2019 wzięła udział, wraz z Rosją i RPA we wspólnych ćwiczeniach na południowoafrykańskich wodach.
W sierpniu 2019 r. podczas Forum Pokoju i Bezpieczeństwa Chiny-Afryka, Pekin przedstawił swoją wizję współpracy, zapewniając, że przekaże krajom afrykańskim „wszechstronne wsparcie” w sprawach takich jak piractwo i przeciwdziałanie terroryzmowi, dostarczając technologię, sprzęt i każdy potrzebny personel.
Relacje na linii rząd – armia
W przeciwieństwie do systemu demokratycznego, gdzie władze wybierane są w wyborach powszechnych, a armia stanowi odrębną, apolityczną siłę, model chiński polega na ścisłej zależności pomiędzy partią rządzącą a siłami zbrojnymi. Doskonale odzwierciedla to zasada wyrażona przez Mao Zedonga: „Partia ma zarządzać armią i nie można pozwolić, aby stało się na odwrót”. Potwierdziła to jeszcze ostatnia restrukturyzacja chińskiej armii, mająca miejsce po 2013 r., kiedy przywódcy KPCh nie kryli, że„armia jest armią partyjną, której podstawowym obowiązkiem jest przetrwanie partii rządzącej”.
Zacieśniając relację z Afryką, Chiny próbują narzucić swój model – a przynajmniej przekonać do niego – władze i elity afrykańskich państw. Dzieje się tak poprzez oferty szkoleniowe i edukacyjne. Od 2018r. Chiny przyjmują 60 tys. afrykańskich studentów rocznie, co łącznie przewyższa liczbę osób wyjeżdżających na studia do Stanów Zjednoczonych i Wielkiej Brytanii. Ponadto, Chiny zapewniają 50 tys.miejsc na szkoleniach zawodowych, 50 tys. stypendiów dla urzędników administracji państwowej, a także oferują szkolenia dla 5 tys.żołnierzy różnej rangi.
Dla wojskowych z zagranicy szkolenia w Chinach odbywają się na trzech etapach: pierwszym szczeblem jest regionalna akademia kadetów/młodszych oficerów, drugim – kolegium dowódcze i sztabowe, a trzecim ukończenie Narodowego Uniwersytetu Obrony lub Narodowego Uniwersytetu Technologii Obrony. Większość wojskowych z Afryki przechodzi przez dwa pierwsze szczeble edukacji. Tylko niektórzy mają szansę studiować na jednej z uczelni, gdzie i tak stanowią niemal 60 procent wszystkich zagranicznych stypendystów.
Ponadto, afrykańscy oficerowie uczęszczają do szkół politycznych ChALW, gdzie biorą udział w szkoleniach w zakresie mechanizmów sprawowania kontroli nad wojskiem przez partię, w tym za pośrednictwem komisarza politycznego, a także dowiadują się jak dostosować chińskie doświadczenie do realiów państw, z których przybywają.
Co ciekawe, na kontynencie afrykańskim już powstają szkoły na wzór chińskich polityczno-wojskowych placówek. Są to m.in. Uganda’s Oliver Tambo Leadership Academy, Ethiopia’s Political School in Tatek, Namibia’s SWAPO School in Windhoek oraz Political School in Venterskroon w RPA.
Trzeba przyznać, iż model chiński nie jest Afrykanom zupełnie obcy. W okresie dekolonizacji ruchy narodowowyzwoleńcze odgrywały często dwoistą rolę, łącząc funkcje polityczne z wojskowymi. Wiele z tych organizacji posiadało w swych strukturach zbrojne skrzydło, które, choć miało swoich dowódców, podlegało bezpośrednio władzom politycznym. Było tak w przypadku m.in. namibijskiej SWAPO (South-West AfricaPeopole’s Organisation) i jej oddziałów PLAN (People’s Liberation Army of Namibia), angolskiej MPLA (Movimento Popular de Libertação de Angola) wraz z FAPLA (Forças Armadas Populares de Libertação de Angola) czy zimbabweńskiej ZANU (Zimbabwe African National Union), gdzie skrzydłem wojskowym było ZANLA (Zimbabwe African National Liberation Army).
Jednak w owym czasie, kiedy rządy administracyjne sprawowało państwo kolonialne, ten mechanizm sprawowania władzy nad armią był niezbędny, aby skoordynować działania prowadzące do ogłoszenia niepodległości. Po jej proklamowaniu, większość państw przyjęła zasadę apolityczności wojska i jego niezależności wobec władz politycznych. Nie oznacza to jednak, że o dawnej zależności na linii partia-armia zapomniano.
Former Liberation Movements of Southern Africa (FLMSA) jest ponadpaństwową inicjatywą koordynowaną przez Chiny. W skład grupy wchodzą: Angola, Botswana, Mozambik, Namibia, RPA, Tanzania, Zambia i Zimbabwe. Obecne władze wszystkich członków FLMSA w okresie dekolonizacji były, przynajmniej w części, szkolone przez chińskich wojskowych. Pekin doskonale wykorzystuje dawne więzy. W roku 2018 Departament Łączności Międzynarodowej KPCh przekazał 45 mln dolarów na budowę Mwalimu Nyerere Leadership Academy w Tanzanii, której wzorem ma być ideologiczna placówka, szkoląca partyjne kadry w Chinach – China Executive Leadership Academy w Pudong.
Jak zauważa Paul Nantulya z Afrykańskiego Centrum Studiów Strategicznych w Waszyngtonie, chiński system zależności pomiędzy władzą a armią jest atrakcyjny dla wielu afrykańskich przywódców. Przedefiniowanie roli wojska może być często jedyną szansą na pozostanie partii u władzy, a nawet jej przetrwanie. Dodatkową „korzyścią”, towarzyszącą wytworzeniu tych relacji, jest powstanie nowej elity i nowej hierarchii, nie mającej nic wspólnego z konstytucyjną czy instytucjonalną zależnością.Władze wielu ugrupowań (wywodzących się z ruchów wyzwoleńczych) są przekonane, że z racji na swoją przeszłość są niemal predestynowane do rządzenia. To sprawia, że chiński sposób sprawowania kontroli nad armią staje się tym bardziej pociągający.
Pierwsza (i nie ostatnia) chińska baza w Afryce
Dżibuti, maleńkie państwo w Rogu Afryki, jest szczególnym miejscem na mapie kontynentu. Z racji swojego położenia, jest jednym z kluczowych punktów, który pozwala kontrolować Kanał Sueski, Morze Czerwone i Ocean Indyjski. Na jej obszarze znajduje się kilka zagranicznych baz wojskowych – francuska, japońska, włoska i amerykańska, a od 2017 r. także chińska, zlokalizowana zaledwie kilkanaście kilometrów od Camp Lemonnier, amerykańskiej bazy Marynarki Wojennej.
Otwarcie pierwszej zamorskiej, chińskiej bazy wojskowej nastąpiło w sierpniu 2017 r. w porcie Doraleh. Jej budowa pochłonęła 590 mln dolarów. Aktualnie stacjonuje w niej około 400 osób, lecz obiekt przystosowany jest dla około 10 tys. (wojskowych i cywilnych).
Pekin niezbyt chętnie określa swą swoją placówkę mianem „bazy wojskowej”, stosując raczej określenie „zaplecze logistyczne”. Oficjalnie, do jej zadań należy kontrolowanie akcji antypirackich u wybrzeży Somalii, niesienie pomocy humanitarnej w przypadku klęsk żywiołowych, a także koordynowanie misji pokojowych z udziałem żołnierzy chińskich, którzy stacjonują w kilku krajach regionu w ramach ONZ. Wiadomo jednak, że stworzona przez Chińczyków baza, przystosowana jest do przyjmowania okrętów wojennych, a zdjęcia satelitarne pozyskane przez Amerykanów wskazują, że port jest rozbudowywany i pogłębiany.
Rozmieszczenie swoich sił w Dżibuti, Pekin poprzedził nawiązaniem głębszych relacji z tym niewielkim krajem. Pomiędzy Etiopią a Dżibuti Chińczycy wybudowali pierwszą w regionie elektryczną linię kolejową, a także unowocześnili i pogłębili strategicznie położone porty morskie. Nie da się zaprzeczyć, że Dżibuti odgrywa niebagatelną rolę w chińskiej koncepcji nowego „jedwabnego szlaku” (Belt and Road). Jak twierdzi David Brewster z Australian National University – baza w Dżibuti to tylko pierwszy krok w budowie chińskich baz w tym rejonie Oceanu Indyjskiego. Niewykluczone, że kolejne obiekty powstaną w Tanzanii i na Malediwach.
Obecnie, choć brak oficjalnych informacji na temat powstania kolejnych chińskich baz wojskowych w Afryce, to ich budowa wydaje się tylko kwestią czasu.
Spośród wielu portów znajdujących się w krajach Afryki Subsaharyskiej, 46 jest obsługiwanych przez firmy z Chin. Spośród nich, 7 znajduje się na zachodnim wybrzeżu Afryki, wzdłuż Oceanu Atlantyckiego, co otwiera drogę chińskim okrętom na tym akwenie.
Po puczu wojskowym w Zimbabwe, pod koniec 2017 r., kiedy odsunięto od władzy urzędującego od 1980 r., Roberta Mugabe, prezydentem został, opowiadający się za współpracą z Pekinem (notabene której Mugabe był przeciwnikiem, co najpewniej przyspieszyło przewrót), Emmerson Mnangagwa. Niecały rok później, Chiny rozmieściły w strategicznych miejscach na terytorium Zimbabwe rakiety ziemia-powietrze HQ-9 (wzorowane na amerykańskim systemie Patriot), używanych dotychczas dla obrony wysp Morza Południowochińskiego. Jak podają źródła w zimbabweńskim ministerstwie obrony, w planach jest również budowa bazy wojskowej, dzięki której Chiny zabezpieczą swoje interesy ekonomiczne w kraju (głównie kopalnie diamentów).Ten krok to niezwykle wymowny sygnał, jakie plany wobec kontynentu ma Pekin.
„ChRL prawdopodobnie rozważała Mjanmę, Tajlandię, Singapur, Indonezję, Pakistan, Sri Lankę, Zjednoczone Emiraty Arabskie, Kenię, Seszele, Tanzanię, Angolę i Tadżykistan jako lokalizacje logistyki wojskowej Armii Ludowo-Wyzwoleńczej ChRL. Działania w tym celu zostały już prawdopodobnie podjęte w Namibii, na Vanuatu i Wyspach Salomona. Znane obszary planowania ChALW obejmują morskie linie komunikacyjne od Chin do Cieśniny Ormuz, Afryki i Wysp Pacyfiku.” – stwierdził Pentagon w raporcie „China Military Power”, który został przedstawiony przed Kongresem we wrześniu tego roku.
Wśród doniesień prasowych na temat możliwych lokalizacji dla chińskich baz, wymieniane są kraje tj. Namibia, Kenia, Mauritius, Wyspy Zielonego Przylądka oraz Wyspy św. Tomasza i Książęca. Pierwszym krokiem do zjednania sobie poszczególnych państw, gdzie w przyszłości można byłoby ulokować swoje siły wojskowe, jest pomoc gospodarcza. Stabilna sytuacja wewnętrzna jest niezbędna, aby chińskie siły wojskowe mogły realizować swoje założenia i dbać o interesy Pekinu w regionie. Z tego względu wydaje się, że wymienione wyżej kraje, jako cieszące się dość dobrą kondycją gospodarczą i pokojem, Pekin prawdopodobnie poważnie bierze pod uwagę planując budowę kolejnych placówek wojskowych w Afryce.
Nowa zimna wojna?
Coraz częściej na afrykańskim gruncie dochodzi do starć pomiędzy Waszyngtonem a Pekinem. Choć otwarta wojna jest nadal mało prawdopodobna, obydwa kraje zrobią wiele, aby coraz większe obszary znalazły się w ich „strefie wpływu”.
Jedną z takich stref jest Róg Afryki oraz znajdujące się tam Dżibuti, gdzie zlokalizowane są bazy wojskowe, zarówno chińska, jak amerykańska.
W 2018 roku władze Dżibuti zdecydowały o przejęciu kontroli nad jednym ze swoich terminali kontenerowych w porcie Doraleh, który obsługiwany był przez emiracką firmę DP World. Ta decyzja spotkała się z ostrą krytyką Waszyngtonu, który obawiał się, że Dżibuti przekaże terminal Chinom (posiadającym w tym porcie swą bazę), co wpłynęłoby zdecydowanie na układ sił w regionie. Pomimo, że Dżibuti oficjalnie zapewniło, że nie zamierza oddać Doraleh w ręce Pekinu, to nie uspokoiło nastrojów w Białym Domu. Najlepszym rozwiązaniem w tej niepewnej sytuacji stało się odnalezienie potencjalnej, nowej lokalizacji dla amerykańskiej bazy wojskowej. Doskonałą alternatywą była (i jest) Erytrea, którą należało jednak wyciągnąć z wieloletniej izolacji spowodowaną wojną z Etiopią, ciągnącą się od 1998 r. W lipcu 2018 r. doszło do podpisania pokoju pomiędzy Erytreą a Etiopią. ONZ zniosła nałożone na Asmarę sankcję, a nowi inwestorzy, głównie arabscy sojusznicy Stanów Zjednoczonych (Arabia Saudyjska, Zjednoczone Emiraty Arabskie) wkroczyły do Erytrei z inwestycjami.
Różne siły ścierają się również w Sudanie. Podobnie jak w Dżibuti, czy Erytrei, zainteresowane tym obszarem są nie tylko dwa mocarstwa, ale także lokalni gracze, czyli bogate państwa arabskie. W Sudanie Chiny otwarcie wspierały prezydenta Umara al-Bashira, który utracił władzę pod koniec 2019 r. w wyniku zamachu stanu. Pod jego rządami (trwającymi 30 lat), Sudan ściśle współpracował z Chinami sprzedając im większość wydobywanej ropy naftowej i, tym samym, zapewniając sobie pieniądze na walkę z różnego rodzaju rebeliantami. Po 2011 r. i ogłoszeniu niepodległości przez Sudan Południowy, władze Chin, podobnie jak władze Rosji, wbrew embargu nałożonemu przez ONZ, sprzedawały ponadto Sudanowi broń, a Katar i Turcja podpisały z al-Bashirem umowy na rozbudowę Port Sudan. Obecnie wpływy Chin w Sudanie wydają się być w odwrocie, gdyż nowe władze współpracują z Arabią Saudyjską i ZEA, co każe przypuszczać, że przewrót z 2019 r. odbył się za wiedzą, a być może i zgodą, Waszyngtonu.
Chiny, chcąc zdominować Afrykę, muszą myśleć o zwiększeniu swojej wojskowej obecności. Amerykanie nie zamierzają się temu jednak biernie przyglądać.
Choć Stany Zjednoczone od lat interesują się kontynentem afrykańskim, to ich aktywność prowadzona była z różnym natężeniem w różnym czasie. Kulminacja amerykańskich interwencji w Afryce przypadła na okres zimnej wojny i konfrontacji ze Związkiem Sowieckim. Dla Afryki był to czas dekolonizacji, kiedy w poszczególnych krajach i regionach, ścierały się (głównie) amerykańskie i sowieckie wpływy. Po 1991 r., a zwłaszcza po roku 2001, Amerykanie skupili się przede wszystkim nie na rywalizacji z innym państwem, lecz na zwalczaniu terroryzmu i pomocy humanitarnej.
Pomimo to, zdaniem Juda Devermonta z waszyngtońskiego Centrum Studiów Strategicznych i Międzynarodowych, Stany Zjednoczone muszą obecnie gruntownie przemyśleć swoją politykę wobec Afryki. Jego zdaniem, amerykańska administracja wciąż zbyt często przedkłada misje antyterrorystyczne, nad inne zadania, w jakich wojsko może brać udział. Receptą na zacieśnienie więzi z krajami Afryki jest natomiast współpraca z władzą na poziomie centralnym i lokalnym oraz szybkie reagowanie na kryzysy humanitarne i zdrowotne, co w perspektywie otworzy drogę do inwestycji gospodarczych i rozwoju krajów afrykańskich w duchu zachodnich wartości.
Inny model rozwoju, a co za tym idzie, inny model sprawowania władzy proponuje dzisiaj Pekin. Wydaje się jednak, że chińska oferta – często odbierana jako bardziej atrakcyjna, a niekiedy jedyna – stanowi dla rozwoju Afryki większe zagrożenie. Pomimo doraźnych (choć znaczących) korzyści, niebezpieczeństwo pełnego uzależnienia gospodarczego i politycznego od władz ChRL jest bardzo wysokie.
Konsekwencje chińskich podbojów
Chociaż Afrykanie są świadomi wysokiego zadłużenia wobec Chin czy stosunkowo niskiej jakości chińskich towarów, to wielu z nich nie podziela zdania, iż Chiny dążą w Afryce do nowej kolonizacji. Jednak przed wieloma niebezpieczeństwami, które związane są z rosnącą zależnością wobec Pekinu, ostrzega coraz szersze grono ekspertów z całego świata, także tych pochodzących z Afryki. Rosnąca z miesiąca na miesiąc obecność wojskowa Chin na Czarnym Lądzie dobitnie wskazuje, że Pekin ma wobec Afryki plany idące dużo dalej, niż poszukiwanie rynków zbytu dla swoich towarów.
Faktem jest, że obecnie to właśnie Chiny oferują często najlepsze warunki dla gospodarczego rozwoju wielu państw Afryki. Jednak często za stosunkowo krótkofalową korzyścią, stoi wieloletnie uzależnienie od Państwa Środka – jak w przypadku Angoli, gdzie zdarzały się umowy, w których Chińczycy oferowali budowę autostrady w zamian za wieloletni monopol na wydobycie ropy z części pól naftowych.
Stosunek Chin wobec Afryki staje się zatem nie tyle strategią bezpieczeństwa, co polityką „bezpieczeństwa reżimu”. Poszczególne rządy, w zamian za gwarancje pomocy pozostania lub dojścia do władzy, decydują się na ścisły sojusz z Chinami, czego wymownym przykładem były wydarzenia, jakie rozegrały się w Zimbabwe pod koniec 2017 r.
„Chińczycy myślą w perspektywie długoterminowej w Dżibuti i ogólnie w Afryce” –zauważa David Shinn, były ambasador USA w Etiopii – „Dżibuti to węzeł w łańcuchu dostaw, który rozciąga się od północnego skraju Oceanu Indyjskiego, od portów w Kambodży przez Sri Lankę do Pakistanu. Chińczycy mają wielki, strategiczny plan. My (Amerykanie) na razie takiego nie mamy”.Winę za to ponosi polityka prowadzona przez administrację prezydenta Baracka Obamy, na co wskazuje m.in. Mordechai Chaziza z Centrum Studiów Strategicznych Begin-Sadat. Waszyngton zdecydował wówczas o wycofaniu części swoich interesów z regionu Bliskiego Wschodu oraz Afryki, co zachęciło Chiny (a także Rosję) do wzmożonej aktywności na tych obszarach.
Niemniej, jedynym państwem, które może konkurować z Chinami są właśnie Stany Zjednoczone, lecz, aby zachęcić kraje afrykańskie do odejścia od ścisłej współpracy z ChRL, Waszyngton musiałby zaproponować warunki przynajmniej tak korzystne, jakie oferuje Pekin, a jednocześnie oparte na bardziej wiarygodnych i przejrzystych zasadach. Oczywiście, idealnym rozwiązaniem dla każdego afrykańskiego państwa byłaby budowa własnej suwerenności i niezależności od zewnętrznych nacisków. Polityka balansowania pomiędzy dwoma mocarstwami jest jednak zadaniem bardzo trudnym i wymagającym, chociaż nie niemożliwym do zrealizowania.
Anna Szczepańska – historyk, afrykanista, doktor nauk humanistycznych. Specjalizuje się w dziejach Afryki po 1945 r., w szczególności historii Namibii i Angoli.
Wybrana bibliografia:
https://carnegietsinghua.org/2020/10/08/chinese-security-contractors-in-africa-pub-82916
https://www.fmprc.gov.cn/mfa_eng/ziliao_665539/3602_665543/3604_665547/t18036.shtml
https://www.uscc.gov/sites/default/files/Meservey_Testimony.pdf
https://www.aljazeera.com/opinions/2019/7/1/a-new-cold-war-in-africa/
https://www.cnbc.com/2018/06/27/china-increases-defence-ties-with-africa.html
https://www.news24.com/News24/China-planning-Namibia-navy-base-20150122
https://www.nampa.org/index.php?model=featured&function=display&id=113216
http://eng.mod.gov.cn/news/2019-07/17/content_4846012.htm
https://www.cnbc.com/2018/01/17/china-transport-hub-could-be-the-african-island-of-sao-tome.html
https://www.cnbc.com/2018/01/17/china-transport-hub-could-be-the-african-island-of-sao-tome.html
https://thediplomat.com/2020/09/pentagon-releases-annual-china-military-power-report/
https://www.csis.org/analysis/defending-us-military-presence-africa-reasons-beyond-counterterrorism
https://theintercept.com/2020/02/27/africa-us-military-bases-africom/