Nie tak dawno przedstawiliśmy jeden z najbardziej obecnie obiecujących kierunków turystycznych w Afryce, Wyspy Zielonego Przylądka. Dziś publikujemy naszą rozmowę z przedstawicielem międzynarodowej spółki, która od lat z niemałym sukcesem prowadzi tam swoją działalność w branży turystycznej i hotelarskiej, z Panem Zbigniewem Popowskim z The Resort Group PLC (TRG). Pan Zbigniew odpowiedzialny jest za rozwój biznesu TRG w Warszawie i w Polsce, a także prowadzi równolegle działalność doradczą pod firmą Zbigniew Popowski – Advisory, specjalizującą się we wprowadzaniu przedsiębiorstw na rynki trudne. Dziś porozmawiamy o Wyspach Zielonego Przylądka.
Dominika Zakrzewska: Może na początek krótko przedstawi Pan specyfikę działalności The Resort Group PLC:
Zbigniew Popowski: Biuro, które prowadzę, oferuje Polakom inwestycje na Wyspach Zielonego Przylądka. Działamy na rynku condo i aparthotelowym, który niezwykle dynamicznie rozwija się teraz w Polsce. Kierujemy swoją ofertę do ludzi, którzy zakupili np. apartament na wynajem w Kołobrzegu albo condo apartament w Zakopanym czy np. w Międzyzdrojach, oferując im podobny model inwestycyjny, również apartament, tylko że na Wyspach Zielonego Przylądka.
Dlaczego akurat Wyspy Zielonego Przylądka, jak Pan ocenia, co takiego atrakcyjnego jest w tej lokalizacji?
To bardzo dynamicznie rozwijający się obecnie rynek turystyczny z bardzo korzystną pogodą przez cały rok, który w związku z tym już od ponad 10 lat notuje wzrost ruchu turystycznego i to jest główny powód. A drugi powód, ważny z punktu widzenia inwestycyjnego, to bezpieczeństwo. Zarówno w sensie gospodarczo-politycznym jak i geograficznym. Ktoś, kto planowałby mieć tam swój dom czy to wakacyjny czy też mieszkanie na wynajem mógłby być spokojny o przyszłość. Mimo tego, że kraj ten leży poza Europą, jest zaliczany do kontynentu afrykańskiego, jest to kraj bardzo bezpieczny, z wysokimi standardami demokracji, bez żadnych ataków terrorystycznych, konfliktów zbrojnych, wojen międzykulturowych, zamieszek. Wyspy Zielonego Przylądka są dosyć monolityczne kulturowo, zdecydowaną większość stanowią chrześcijanie. Co istotne, to kraj, który ma dosyć mocne powiązania z Europą, zwłaszcza oczywiście z Portugalią, której przez wieki był kolonią. Od 1975 roku jest to już kraj niezależnej Republiki Zielonego Przylądka, więc ten drugi powód z perspektywy potencjalnego inwestora jest bardzo istotny. Może on zakładać, że zainwestowane przez niego w nieruchomość pieniądze będą pracowały i nie stanie się na przykład tak, że za trzy lata ktoś go wywłaszczy. Rząd jest demokratyczny, wybierany od lat. To bezpieczna inwestycyjnie destynacja. Nie tylko jeśli chodzi o branżę nieruchomości, ale w ogóle, żeby tam zamieszkać, czy rozpocząć biznes.
Nie tylko branża nieruchomości a więc jak Pan ocenia, jakie jeszcze inne branże mogłyby być przyszłościowe, takie, które warto by wziąć pod uwagę?
Na pewno wszelkie inwestycję związane z infrastrukturą. Mamy na Wyspach obecnie sytuację, którą jeśli mielibyśmy porównać do Polski, to byłby to taki początek lat dziewięćdziesiątych.Wciąż nie ma tam za wielu dróg, mostów, estakad, nie ma tej infrastruktury drogowej za dużo, pomijając może samą Praię, czyli stolicę. Co istotne, kraj ten tworzy archipelag 10 większych i kilkunastu mniejszych wysp, z czego część jest niezamieszkała.Wszelkie działania związane z rozwojem infrastruktury są dopiero w początkowej fazie,a będzie ona bardzo istotna w kontekście dalszego rozwoju turystyki.
Na przykład na wyspie Sal, która jest obecnie głównym kierunkiem turystów, już w pierwszych latach tego wieku pojawiali się co prawda turyści czy pierwsze większe firmy turystyczne ale to teraz właśnie zaczyna się taki dynamiczny rozwój turystyki masowej. Na wyspie Sal jest oczywiście lotnisko i drogi ale jest ich zdecydowanie za mało i na pewno stwarza to określone potrzeby. Jeżeli pyta więc Pani o przyszłościowe branże, poza infrastrukturą, będzie to też z pewnością branża spożywcza. Na Wyspy Zielonego Przylądka przyjeżdża i to przez cały rok, coraz więcej ludzi a same wyspy oprócz tak na prawdę ryb i owoców morza to nie mają specjalnie za dużo własnej żywności i importują ją głównie z Portugalii, Hiszpanii, ale też z innych miejsc. Jest to więc znakomita okazja dla polskich firm. Natomiast też trzeba sobie zdawać z tego sprawę, że zamieszkuje tam niewiele ponad pół miliona ludzi, czyli mniej więcej tylko co we Wrocławiu czy w Poznaniu. To nie jest zatem duża populacja ale jednak potencjał jest duży z uwagi na to, że rocznie odwiedza je ponad 800 tys. turystów, a liczba ta wciąż rośnie.
Chciałam teraz porozmawiać o samej działalności The Resort Group PLC. Oferujecie Państwo nie tylko kompleksy wypoczynkowe czy nieruchomości ale też szereg innych usług, takich jak logistyka, sprzedaż czy nawet import żywności i napojów.
Zgadza się. Posiadamy własne przedsiębiorstwa w naszym zintegrowanym modelu finansowym.Oczywiście głównym naszym działaniem na Wyspach Zielonego Przylądka są działania deweloperskie, rozwój nowych ośrodków wypoczynkowych i ich sprzedaż a następnie współzarządzanie i z tego pochodzi największy procent naszych przychodów. Jednak w związku z tym, że znamy ten biznes, wiemy jak wyglądają hotele, restauracje, czego potrzebują, jakie są standardy operatorów hotelowych z najwyższej półki, takich jak Melia, Radisson czy Hilton to zajmujemy się też dostawą żywności, napojów, alkoholi. Posiadamy też firmę logistyczną, odpowiedzialną za ich transport, dowóz między wyspami.
Czy są to firmy międzynarodowe, zagraniczne czy też staracie się angażować też lokalnych dostawców?
Jeżeli chodzio firmy zajmujące się dostawami żywności i wody to są to spółki prawa kabowerdyjskiego, czyli fizycznie spółki, które są tam zarejestrowane ale kapitałowo przynależą do grupy The Resort Group PLC. Czyli są to nasze spółki ale z punktu widzenia prawa to są to de facto firmy kabowerdyjskie. Zresztą my, jako The Resort Group PLC, zatrudniamy na Wyspach Zielonego Przylądka ponad 2 tysiące osób, a biorąc pod uwagę, że zamieszkuje je pół miliona osób, z których my zatrudniamy 2 tysiąca to jest to jednak sporo. Pozwolę sobie na porównanie żeby przedstawić skalę przedsięwzięcia – to tak jakbyśmy w Polsce od początku lat dziewięćdziesiątych zatrudnili około 80 tysięcy osób. Jesteśmy dużym, liczącym się inwestorem, posiadającym około 60% rynku obiektów pięciogwiazdkowych, więc ewidentnie zajmujemy miejsce wśród liderów.
Ponoć stanowi to około 5% udziału w PKB tego kraju.
Zgadza się, to też jest bardzo istotne. Mamy tego rzędu wielkość w dochodzie PKB w tym kraju i jest to sporo. Znowuż to jest niewielki kraj, to nie są np. Niemcy, można zatem powiedzieć, że łatwiej jest mieć w nim 5%, ale wciąż jest to widoczny procent całości.To jest właśnie pokłosie tego, że zatrudniamy tak wielu ludzi, że jesteśmy tam od tylu lat, że zajmujemy się wieloma rzeczami. Mamy nawet od kilku lat własną fundację, która działa tam na rzecz szkół. Zakres naszej działalności jest zatem szerszy niż same hotele.
Domyślam się, że nie zawsze było tak łatwo, zwłaszcza na początku. Wspomniał Pan, że The Resort Group PLC jest obecne na Wyspach Zielonego Przylądka od 12 lat. Czy może Pan krótko opowiedzieć jak rozwój tej działalności się odbywał, jakie były kolejne etapy czy było jakieś wsparcie ze strony samego państwa?
Zgadza się, na początku pojawiały się różnego rodzaju problemy. To był zupełnie nowy rynek dla ludzi, którzy w 2007 roku wpadli na pomysł tego biznesu, czyli Pana Roba Jarretta oraz Pana Charliego Kinga. Wsparcie jak najbardziej było, zarówno ze strony rządowej, jak również ze strony partnerów turystycznych.Gdy przedstawiciele The Resort Group PLC zainteresowali się tą destynacją to tacy wielcy gracze jak niemieckie Tui czy hiszpańska Melia już tam byli. Też zaczynali oczywiście, bo tam się wtedy niewiele działo, ale już byli na tym rynku i już szukali możliwości rozwoju. Tui jest największym operatorem turystycznym na świecie, Melia, mimo że nieznana w Polsce to jest tak naprawdę największa sieć kompleksów wypoczynkowych więc obaj gracze bardzo poważni. Jednym i drugim zależało, żeby coś zacząć. Praktycznie w tym samym czasie udało się też dotrzeć do przedstawicieli samorządów poszczególnych Wysp. Aż w końcu i do samego rządu Republiki Zielonego Przylądka, może nie od razu w pierwszych tygodniach, ale praktycznie jeszcze przed rozpoczęciem pierwszej inwestycji, czyli Melia Tortuga Beach na wyspie Sal. Tak naprawdę w momencie ukończenia i otwarcia Tortugi w 2011 roku wszyscy uwierzyli, że to może mieć sens i potem już było dużo łatwiej. Najtrudniejszy, według mnie, czas to był ten okres kilku pierwszych lat, powiedzmy 2008-2011, aż do otwarcia Tortugi. Można zatem powiedzieć, że od 2012 roku to jest już taki okres o stopień łatwiejszy a dodatkowo, pod koniec 2014 roku otworzyliśmy drugi, potężny ośrodek na tej samej wyspie, właściwie w sąsiedztwie tego pierwszego, no i tu już możemy powiedzieć, że 2015-16 rok to jest taki dynamiczny rozwój naszego biznesu. Obecnie rozpoczynamy budowę pierwszego hotelu biznesowego na Wyspach – dla operatora Hilton, który zostanie zakończony prawdopodobnie do końca 2021 roku. Co z resztą jest ciekawostką, że pierwszy hotel biznesowy w kraju powstaje dopiero teraz. Dlaczego? Dlatego, że wcześniej nie było takiej potrzeby i widocznie bez wsparcia takiej infrastruktury biznes się tam robiło. To też bardzo pokazuje, że ten kraj jest u progu rozwoju.
Rozmawialiśmy na początku o atutach Wysp Zielonego Przylądka, o tym co skłania do inwestycji tam, a jak Pan ocenia, jakie są tam największe trudności, wyzwania? Rozmawialiśmy już o konkurencji na początku ale czy jest coś jeszcze co mogłoby być pomocne dla osób, które rozważają możliwość inwestycji tam?
Z pewnością pojawiają się wyzwania, które w dużym stopniu zależą od tego o jakiej branży rozmawiamy. Gdybyśmy zaczęli od tej naszej branży deweloperskiej czy turystyki w ogóle, to przede wszystkim byłaby to biurokracja. Na Wyspach mamy taką sytuację, że aby móc cokolwiek budować, niezależnie czy to będzie hotel czy droga, czy most, trzeba zdobyć stosowną zgodę od lokalnego samorządu. Nie jest przy tym łatwo ją uzyskać z uwagi na to, że rząd Republiki Zielonego Przylądka od dawna stosuje politykę ochrony własnych zasobów i w takim bardzo rozsądnym modelu to wszystko prowadzi. Na przykład w całym kraju panuje zakaz, co do zasady, budowania wyżej niż 3 poziomy.To jest kwestia zarówno estetyki architektury ale także obciążeń podłoża, oraz energii, którą trzeba byłoby wydatkować na wyższe budynki. Zabudowa nie może być wysoka ani za gęsta. Określa się też przez stosowne ustawy parametry, zgodnie z którymi można budować. Zdobycie licencji takiego autoryzowanego dewelopera nie zajmuje pięciu minut. Mimo, że byliśmy przygotowani, mieliśmy wsparcie to i tak nam to zajęło około roku. Poza tym, konieczny jest szereg innych dokumentów tak, jak przy każdej deweloperce, do których dochodzą jeszcze dodatkowe zgody Ministerstwa Turystyki, Ministerstwa Ochrony Środowiska, Rolnictwa etc. Żeby to wszystko zrozumieć trzeba by było przestawić nasz polski sposób myślenia. Dla porównania, w Polsce najważniejszym zasobem jest górnictwo i mamy problem, żeby dostosować się do wymogów unijnych w zakresie obniżenia emisji. Rozumiemy wszyscy, że chcemy być zdrowi i ten ślad węglowy trzeba zmniejszać to jednak mamy też świadomość, że jeżeli to zrobimy z dnia na dzień, bez żadnych regulacji, to może to mieć katastrofalne skutki dla naszej gospodarki. Dokładnie taka sytuacja jest z turystyką na Wyspach Zielonego Przylądka. Jeżeli jej nie będzie to ich mieszkańcom pozostaną takie zasoby jak ryby i owoce morza. Sama turystyka, po odliczeniu innych, pośrednio związanych z nią branż stanowi ok. 18% PKB. A według raportów rządowych Republiki Zielonego Przylądka, branża turystyczna to również branże z nią powiązane, drogi dojazdowe do tych hoteli i ośrodków, infrastruktura lotniska, przemysł spożywczy,co w sumie stanowi około połowy PKB. Dlatego należy zrozumieć, że to dla nich największy skarb i kluczowa branża, o którą należy odpowiednio dbać. A należy zaznaczyć, że mają świadomość, ucząc się, być może na błędach Europejczyków czy innych krajów, że nie dbając o swoje plaże, tereny zielone itd. narażają się na ryzyko nie tylko degradacji i zanieczyszczenia środowiska ale ostatecznie pogorszenia infrastruktury turystycznej, pogorszenia w sensie wizerunkowym. Ludzie szukają ładnych miejsc, niekoniecznie plaż z widokiem na dwudziestopiętrowe budynki, jak na Costa del Sol. Władze Wysp, obserwując zatem co się stało z turystyką w ciągu ostatnich dwudziestu, trzydziestu lat zdają się mówić: „ok, mamy spory potencjał, rozumiemy, że jesteśmy właściwie u progu rozwoju turystyki masowej, ale nie możemy dopuścić do tego by to zepsuć. Starajmy się być restrykcyjni w stosunku do ludzi, którzy chcą tu u nas zrobić biznes. Proszę bardzo, TUI, Hilton, możecie u nas działać ale musicie się dostosować do naszych zasad i regulacji”. Cały kraj jest obecnie w trakcie rozwoju a do niego niezwykle istotna jest branża turystyczna, w związku z tym, oni nie mogą sobie pozwolić na jakiekolwiek zaburzenia czy fluktuacje i dlatego rozsądnie tym kierują i regulują ten rynek. Jeśli już mowa o biurokracji, należy też podkreślić, że to jednak jest afrykański kraj z całą schedą dotyczącą rozbudowanego procesu biurokracji i z tym też trzeba się liczyć. Choć zdecydowanie jest on znacznie bardziej „europejski” niż większość państw afrykańskich z uwagi na jego historię i kontakty z Portugalią. Jest też zależny w dużej mierze od Unii Europejskiej, chociażby przez to, że Escudo, waluta lokalna, jest ściśle związana z Euro, co tak naprawdę pokazuje też pewien kierunek w jakim podążają.
Dodatkowy problem, o którym należy wspomnieć to fakt, że na Wyspach nie ma wody pitnej i to jest bardzo istotne bo wszelkie inwestycje wymagają procesu odsalania. Na własnym przykładzie możemy powiedzieć, że żeby zacząć jakąkolwiek budowę ośrodków najpierw musimy budować własne stacje odsalania wody a to oczywiście dość kosztowny i skomplikowany proces, który może okazać się barierą dla wielu przedsiębiorców.
Wspomniał Pan o pewnej „afrykańskiej specyfice” i barierach w postaci rozbudowanej biurokracji i regulacji, a czy w dotychczasowej współpracy pojawiły się jakieś trudności czy też wyzwania natury kulturowej czy językowej?
Jeśli miałbym porównać Wyspy Zielonego Przylądka z innymi krajami afrykańskimi to te wyzwania nie wydają mi się aż tak spore jak na przykład w Afryce Subsaharyjskiej czy w całej Afryce Zachodniej.Wynika to oczywiście z tego o czym wspominałem już wcześniej, z intensywnych kontaktów z kulturą europejską na przestrzeni historii. Wyspy te jeśli chodzi o kulturę czy język to taka, powiedziałbym, mieszanka portugalsko-senegalska. Właściwie wszyscy posługują się dobrze językiem portugalskim, który oprócz lokalnego języka kreolskiego jest tam językiem urzędowym. Natomiast to oczywiście nie jest tak, że wszyscy mówią po angielsku. Poza większymi ośrodkami, w stolicy, w miejscach, które odwiedza dużo turystów właściwie komunikacja w języku angielskim jest utrudniona. Ale jużw kontaktach biznesowych ewidentnie tutaj trzeba się przygotować, że język portugalski będzie konieczny.
Co ciekawe, w porównaniu do innych, dawnych portugalskich kolonii takich jak Mozambik, Angola czy Brazylia, Wyspy Zielonego Przylądka nie dysponują aż takim bogactwem zasobów, przez co sam proces „rozstania” z Portugalią i budowania własnej niezależności jako państwo przebiegał znacznie łatwiej. Oni wciąż gospodarczo w dużym stopniu współpracują z Portugalią jednak to nie jest gigantyczny kraj afrykański taki jak Kongo, Senegal czy chociażby Mozambik gdzie większość ośrodków wytwórczych jest w rękach dawnych kolonizatorów i jest to niezwykle istotne z punktu widzenia relacji biznesowych ale też takich zupełnie ludzkich. Można zatem powiedzieć, że jest to kraj rozproszony na wyspach, bardzo oddalony od innych, peryferyjny i na tyle niewielki i nie posiadający specjalnych bogactw, może poza solą oraz oczywiście atrakcjami turystycznymi, że to właściwie się przekłuwa w jego sukces.
Chciałam jeszcze zapytać o obecność inwestycji chińskich, bo to dość ciekawa kwestia w Afryce, czy są one już tak bardzo widoczne jak w innych krajach?
Tak, są one widoczne, natomiast jakbym znowu miał porównać obecność Chin na Wyspach Zielonego Przylądka z ich obecnością w innych krajach, ich potężnych inwestycji, takich jak Etiopia, Tanzania, Angola czy Kongo to ta obecność wciąż jest jeszcze niewielka. To też pewnie wynika z tego, że potencjał tego kraju w kontekście jego rozmiaru czy liczby ludności nie jest duży. Niewiele tu można zarobić w porównaniu do Kenii czy Angoli na przykład. Ale tu na pewno Chińczycy będą starali się w przyszłości wejść. Na razie porównuję sytuację do innych inwestycji w Afryce. Tak jak wspominałem powyżej, niewielki rozmiar tego kraju jest jego sukcesem w dzisiejszych czasach. Wciąż nie interesują się nim firmy czy kraje, które mogły by go zbytnio eksploatować. Oczywiście można sobie wyobrazić scenariusz, w którym Tui buduje np. pięćdziesiąt hoteli na każdej wyspie i zalewa je fala turystów, ale znowuż do tego raczej nie dojdzie, w wyniku regulacji, o których już mówiłem, a które jasno mówią: „Dobra, możecie postawić jeden hotel, ale przez kolejne dwa- trzy kilometry nie można już nic więcej budować”.
To jeszcze zapytam na koniec czy miałby Pan jakieś szczególne rady dla kogoś, kto planowałby rozwijać swój biznes i inwestycje na Wyspach Zielonego Przylądka. O czym powinien według Pana pamiętać?
Przede wszystkim, może to zabrzmi naiwnie, ale zalecałbym pozytywne podejście bo też głównym hasłem promującym Wyspy Zielonego Przylądka jest „no stress”. Ale to „no stress” powinno nam dawać do zrozumienia, że nie należy się spinać tak, jak w Polsce czy w Europie, że jak porozmawiamy dzisiaj to jutro ubijemy już jakąś transakcję a godzina trzynasta w czwartek to tak naprawdę może się okazać, że nie jest o trzynastej w czwartek. W wielu krajach afrykańskich wiemy, że tak jest i trzeba się na to przygotować. Wspominałem już, że pierwiastek wpływów europejskich jest w tym kraju spory ale należy też mieć na uwadze, że są to wpływy portugalskie, a więc też kultury południowej, różnej od naszej. Moja rada jest taka, że trzeba mieć pozytywne podejście a jednocześnie uzbroić się w cierpliwość. To są ludzie kreatywni, bardzo skorzy do długich rozmów ale i do zabawy. Przecież to jest jeden z najbardziej roztańczonych i rozśpiewanych krajów na świecie co zostało rozsławione przez znaną u nas piosenkarkę Cesarię Evorę. To również kraj z bardzo bogatą kulturą, również tą duchową. Każda wyspa ma tam swoje święta i swoje tradycje i swoje piosenki.Moim zdaniem zatem warto się sporo wcześniej o tym dowiedzieć bo na poziomie świadomości i tego rodzaju relacji bardzo często właśnie zaczyna się biznes. Ludzie tam niezwykle cenią to, że ktoś już coś o ich kraju wie. A poza tym oczywiście warto wiedzieć, bo to jest po pierwsze ciekawe, a po drugie wpływa na większe zrozumienie tego kawałka świata i tych ludzi. Zawsze zalecam przedsiębiorcom, jeśli jadą gdzieś do krajów poza Europą, żeby nie tylko przeglądali internet i piękne zdjęcia, ale także by poczytali nieco więcej, by wiedzieć o co chodzi, jak te wyspy powstały, jaka jest tożsamość tego narodu, jakie oni mają problemy, z czym się borykają i dlaczego przeciętny Kabowerdyjczyk na ulicy w Santa Maria, czyli głównego miasta wyspy Sal, będzie się zawsze śmiał. Warto to zrozumieć, tak jak w przypadku każdego innego kraju, do którego się wybieramy aby zrobić biznes.
Poza tym, niezwykle istotna jest wspomniana wcześniej cierpliwość, przygotowanie na długie rozmowy i świadomość biurokracji. Ta ostatnia oczywiście też się zmienia na lepsze, na przykład ponad rok temu dla obywateli UE zostały zniesione wizy i to też jest istotne. Trzeba też pamiętać, że Polska nie ma jeszcze bezpośrednich relacji dyplomatycznych. Najbliższa Polsce ambasada Republiki Zielonego Przylądka jest w Berlinie i to oczywiście nie najlepsze rozwiązanie dla przedsiębiorców i być może w najbliższej przyszłości to się zmieni.
Sądzę natomiast, że jest to taki moment teraz, że powinniśmy się zainteresować Wyspami Zielonego Przylądka. Jest to zdecydowanie kraj, który otwiera przed Polakami duże możliwości i szanse, żeby zaistnieć tam jako nie tylko turyści, ale przede wszystkim przedsiębiorcy, którzy mogą wspierać ten pogodny kraj w rozwoju.
W kontekście ostatnich wydarzeń związanych z pandemią koronawirusa warto również dodać, że Wyspy Zielonego Przylądka nie zostały praktycznie nią dotknięte. Według raportu WHO do tej pory zmarła tam 1 osoba (stan na dzień 20.04.2020), a zaledwie kilkadziesiąt jest zakażonych. W połowie marca Wyspy zostały w naturalny sposób odcięte od reszty świata, wstrzymane zostały loty pasażerskie. Liczba nowych przypadków zakażeń jest znikoma. Można przypuszczać, że po zakończeniu pandemii atrakcyjność turystyczna Cabo Verde będzie znacznie wyższa niż popularnych do tej pory Włoch czy Hiszpanii.
Dominika Zakrzewska – Abayomi