Od ponad 25 lat Casamance na południu Senegalu, powszechnie uważanym za najpiękniejszą część kraju, widniało na czarnej liście regionów niebezpiecznych i nieodpowiednich dla europejskich turystów.
W październiku tego roku, ambasada Francji w Dakarze oznajmiła, że wakacje w Casamance nie stanowią już zagrożenia, ponieważ dzięki pokojowej polityce, którą Senegal skutecznie prowadził od kilku lat, grupy separatystyczne regionu zawiesiły broń. Miny, które kiedyś można było znaleźć w lasach i na polach zostały usunięte, a infrastruktura turystyczna wróciła do pełnej funkcjonalności.
O plażach w Casamance mówi się, jako o najwspanialszych w Afryce Zachodniej, a kultura Senegalczyków z południa, spokojna i mało ingerencyjna, powoduje, że czas spędzony nad oceanem jest niezakłócony nachalnymi nagabywaczami. Odwiedzając region w zeszłym tygodniu zauważyłem, że polski turysta jest już obecny w Cap Skirring – niewątpliwie najpopularniejszym miasteczku nadmorskim Casamance.
W centrum Cap Skirring wisiały etykiety z napisem „Polska Strefa”, a w jednej z restauracji stało menu po polsku oraz informacja, że za zgubione klucze pobierana jest oplata 20 euro.
Co to oznacza dla szukających tropikalnych plaż i inwestycji turystycznych? Przede wszystkim to, że Casamance stało się właśnie wakacyjnym centrum Afryki Zachodniej. Z niezwykle urokliwymi plażami, dobrą infrastrukturą, wspaniałą nadmorską kuchnią i wyjątkowo przyjaznymi mieszkańcami pozytywne nastawionych do przybyszów zza granicy, Senegal ma przewagę nad sąsiadującymi z nim krajami. Rynek usług działa sprawnie, jak na standardy afrykańskie, a Polacy mogą się czuć pewniej wiedząc, że mamy w Dakarze nasza placówkę dyplomatyczna.
W czasie wielu lat destabilizacji bezpieczeństwa Casamance straciło cześć swoich hoteli, kwater i domów gościnnych. Dzisiaj, te puste nadmorskie działki i tereny są z powrotem dostępne dla potencjalnych inwestorów szukających swojego raju na ziemi. W związku z tym, że region potrzebuje podnieść się po wielu latach turystycznego zastoju, ceny nie są tu wygórowane, a z pewnością są nieporównywalnie niższe niż te w Afryce Wschodniej. Fakt, że Polaków można spotkać w Casamnce już teraz, oznacza, iż nie jest to miejsce nieznane naszym rodakom, gdzie turystykę trzeba budować od początku, ale takie, na które popyt należy po prostu zwiększyć.
W Cap Skirring, ale także w Kafountine (drugim najlepiej rozwiniętym miasteczku turystycznym w regionie) nadal jest miejsce i infrastruktura dla dużo większej liczby turystów niż przyjeżdża tu obecnie. Biorąc także pod uwagę wspaniałą naturę oraz spokój, nad którym czuwa senegalski rząd, region będzie rozwijał się szybko i sprawnie. To, że rynek turystyczny w Senegalu jest sporo poniżej optymalnego nasycenia widać na przykładzie malutkiej Gambii.
Do tego 1,8-milionowego kraju o relatywnie niedużym dostępie do morza, gdzie turystyka kwitnie jedynie na obszarach Kololi i Kotu, gdzie łączna linia brzegowa wynosi zaledwie kilka kilometrów, przybywa rocznie 170,000 turystów. W 15-milionowym Senegalu, którego granica morska wynosi 531 kilometrów, a bogata kultura i historia są jednymi z najciekawszych w Afryce, zagranicznych urlopowiczów jest corocznie około 800,000. W malutkiej Gambii mamy wiec jednego wczasowicza na około 10 mieszkańców, podczas gdy w dużo większym Senegalu ten stosunek wynosi 1/18.
Region Casamance nie jest jedynym miejscem, do którego polski turysta powinien się udać będąc w tej części świata. Saint-Louis, dawna stolica Senegalu i główne miasto kolonialne Afryki Zachodniej z XIX wieku, jest na liście zabytków UNCESCO. Jego śliczne dwupiętrowe domy w pastelowych kolorach, o długich, łączonych balkonach, nadają miastu zjawiskowości i poczucia historycznej wartości. Ta świetnie zachowana architektura kolonialna jest rzadko spotykana na czarnym lądzie. Fakt, że Saint-Louis z każdej strony otoczony jest wodą dodaje mu tylko uroku.
Tutaj także potencjalny inwestor miałby pole do popisu. Półtorej godziny jazdy samochodem od Saint-Louis jest park narodowy Djoudj, siedlisko dla ponad 400 gatunków ptaków i raj dla ornitologów, który też znajduje się na liście światowego dziedzictwa. Operując z Casamance i Saint-Louis polski przedsiębiorca mógłby oferować podróżnikom zarówno park narodowy o jednej z największych ilości gatunków ptaków na świecie, perełkę kolonialnej architektury oraz historyczne centrum francuskiego imperium, jak i najpiękniejsze plaże Afryki Zachodniej
Nie wszystko wygląda tu jednak aż tak różowo. Dane z 2014 roku pokazują, że liczba turystów w Senegalu spadła z ponad miliona do 800,000 na skutek pogorszenia się sytuacji w sąsiednim Mali. Wojny skutecznie odstraszają turystów, mimo, że nie dzieją się one w kraju docelowym. Według Ministerstwa Turystyki i Transportu ten spadek jest jednak jedynie chwilowy. Jeżeli popatrzymy na statystyki od 2003 roku, liczba osób odwiedzających Senegal wzrosła z 495,000 do 1,063,000 w roku 2013. W ciągu dziesięciu lat liczba turystów powiększyła się ponad dwukrotnie.
Wszystko wskazuje na to, że rząd Senegalu faktycznie nie ma się czym martwić. Zapewniając stabilizacje w Casamance, budując nowe, większe, sprawniejsze lotnisko, które przejmie obsługę połączeń lotniczych w regionie, dodatkowo inwestując w i tak już bardzo dobre drogi oraz utrzymując bezwizowy wjazd dla wszystkich obywateli Unii Europejskiej, USA i innych zachodnich krajów, turystyka powinna stale się rozwijać, nawet jeśli inne kraje regionu popadną w wewnętrzne tarapaty.
Polski inwestor może już teraz wykorzystać swoją przewagę komparatywną instalując się na rynku senegalskim, zamiast operować z Polski. Da mu to dużo większą wiedzę na temat zasad działania w kraju, co zwiększy jego wydajność i obniży koszty. Jako osoba wtajemniczona w struktury biznesowe grup etnicznych Wolof i Djola będzie wiedział jak zaoszczędzić, bo stanie się dla niego jasne jakie są prawdziwe ceny, a nie te podane mu z drugiej ręki do biura w Polsce.
Senegal nadal ma duży niewykorzystany potencjał. Z ciągle wzrastającymi cenami w zawsze popularnej Afryce Wschodniej i Południowej i rosnącą tam przestępczością oraz istniejącym zagrożeniem terrorystycznym w niektórych krajach, Afryka Zachodnia powoli może zacząć wyrastać na silną alternatywę. Przede wszystkim natomiast Senegal jest tańszy niż jego konkurencja ze wschodu kontynentu, a to dla polskiego turysty znacząca zaleta.
Według badań przeprowadzonych na zlecenie Diners Club Polska, jedynie 1% Polaków wyda na wakacje więcej niż 10,000 złotych, a kolejne 8% deklaruje się w granicach 4 – 10 tysięcy. Dobre safari w Kenii czy Tanzanii to koszt powyżej 10 tysięcy złotych, wyjazd do Senegalu natomiast może zmieścić się w niższej kategorii. Mając do dyspozycji co najmniej 9% potencjalnych turystów, rynek polskiego inwestora turystycznego w Senegalu to ponad 3,5 miliona osób.
A nasze gusta, wraz z postępującym rozwojem zainteresowań i grubością portfeli, wydają się być coraz bardziej wyszukane. Zachęcam do wejścia na strony http://www.tourisme.gouv.sn i http://investinsenegal.com w celu zdobycia informacji turystycznych i inwestycyjnych bezpośrednio z Senegalu.
Autor: Mikołaj Radlicki