Gambia – szansa na nowy start

1 grudnia tego roku, po 22 latach prezydentury, Yahya Jammeh przegrał wybory w Gambii na rzecz lidera opozycji Adama Barrow. Według obserwatorów międzynarodowych, takich jak Unia Afrykańska i Wspólnota Gospodarcza Państw Afryki Zachodniej (ECOWAS), których Jammeh nie wpuścił do kraju, ale które mimo to monitorowały przebieg wyborów, głosowanie odbyło się w sposób prawidłowy.

Zaskoczyło to analityków polityki afrykańskiej, ponieważ Jammeh lub oficjalnie Jego Ekscelencja Szejk Profesor Alhaji Doctor Yayha Abdul-Aziz Awal Jemus Junkung Jammeh, powszechnie uznawany jest za przywódcę o silnej antypatii do demokracji.

Przed wyborami, prezydent, który kiedyś oświadczył, że pozostanie przywódcą tego 1,8-milionowego kraju przez miliard lat, zapewnił, że nadchodzące głosowanie przebiegnie “najlepiej na świecie”. Po niespodziewanej przegranej Yayha Jammeh zaakceptował wyniki wyborów, ale jedynie na tydzień. 9 grudnia zmienił zdanie informując, iż wybory musiały być jednak sfałszowane, tym samym zaprzeczając swoim  poprzednim zapewnieniom.

Przez 7 dni Gambijczycy cieszyli się nowo zdobytą wolnością i nadzieją, że lider Adama Barrow zmieni ich kraj z ekonomicznej ruiny w stabilną demokrację. Po 9 grudnia na twarzach mieszkańców Gambii zagościł niepokój i gniew, bo naród, zmęczony długotrwałą opresją obecnego rządu czeka niecierpliwie na zmiany.

Jeżeli siły opozycji okażą się wystarczające, aby zastraszyć wojska lojalne prezydentowi Jammeh, a armia senegalsko-francuska wysłana na granicę z Gambią dodatkowo onieśmieli autorytarnego przywódcę, to kraj ma szansę na nowy rząd. Jeżeli natomiast dowódcy wojskowi, z których wielu zostało przez Jammeh błyskawicznie awansowanych zaraz po wyborach, zostaną mu wierni, wtedy sytuacja w Gambii może okazać się niebezpieczna.

Przedsiębiorcy z zagranicy podobnie jak ponad 60% Gambijczyków (bo tylu głosowało na opozycje), też powinni mieć nadzieję na ostateczne zwycięstwo sił Adama Barrow. Uwolnienie Gambii z pod autorytarnej ręki człowieka, którego wiele instytucji międzynarodowych określa mianem dyktatora, byłoby równoznaczne z otwarciem nowego rynku.

Autor: Mikołaj Radlicki
Autor: Mikołaj Radlicki

Banjul, około 40-tysieczne miasto w Gambii, jest jedną z najmniej rozwiniętych stolic w Afryce. Brakuje tu dróg, wiele domów jest w ruinie, kanalizacja ma ograniczony zasięg, a elektryczności nie starcza nie tylko dla mieszkańców, ale także dla i tak niewielkiej ilości przedsiębiorstw, którym udało się przetrwać w tych trudnych warunkach. Produkcja jest więc bardzo utrudniona, a konkurencyjność produktów niewielka, przez co Gambia importuje dużą część swoich potrzeb, a są one związane zarówno z przemysłem jak i z usługami. Jedynymi w miarę sprawnymi sektorami gospodarki w kraju są rolnictwo i turystyka.

W porównaniu do swojego większego i starszego brata, Senegalu, Gambia jest jak nieodpowiedzialny dzieciak raczkujący w dziedzinie ekonomii i polityki pomimo 51 lat niepodległości. Dlaczego?

Od 1996 roku, gdy Yahya Jammeh objął stanowisko prezydenta po przewrocie wojskowym, Gambia rozpoczęła powolną regresję rozwojową. Władza zlikwidowała większość placówek dyplomatycznych, wyszła ze Wspólnoty Narodów i Międzynarodowego Trybunału Karnego oraz ogłosiła kraj Islamską Republiką. Wszystkie media publiczne poddane zostały cenzurze, a ludność zaczęła być regularnie monitorowana przez tysiące „szpiegów” rządowych, którzy donosili o najmniejszych choćby planach opozycyjnych. Podejrzani lądowali w więzieniach, a wielu z nich nigdy już nie ujrzało światła dziennego.

Gambijska gospodarka zaczęła coraz bardziej opierać się na turystyce i rolnictwie, a gdy w końcu zabrakło pieniędzy rząd przystąpił do drukowania Dalasi [1].

W tym samym okresie Yayha Jammeh z rebelianta posiadającego niewiele poza zegarkiem Casio stał się multimilionerem z willami w Stanach Zjednoczonych i Dubaju, którego żona lata na zakupy za granice prywatnym samolotem.

Jakie są wiec perspektywy tego niewielkiego kraju? Po pierwsze, jeżeli prezydent-elekt Adama Barrow obejmie funkcje głowy państwa, to Gambia powróci do Wspólnoty Narodów, a wiele z poprzednio zamkniętych ambasad wznowi swoje działania, odbudowując na nowo stosunki, co na pewno spodoba się inwestorom.

Po drugie, wiele krajów zachodnich zacznie wysyłać miliony dolarów z budżetu pomocy rozwojowej. Sądząc po wypowiedziach Pana Barrow i jego doradców, plany na rozbudowę infrastruktury, opieki zdrowotnej i edukacji będą priorytetami. W związku z tym Gambia potrzebować będzie porządnych firm budowlanych specjalizujących się w budowaniu dróg, szpitali i szkół.

Po trzecie natomiast, handel będzie miał w końcu szansę rozkwitnąć. Gambia ma wielkie zasoby ryb, dobrze rozwiniętą produkcję bawełny oraz posiada bogaty inwentarz żywy w postaci kóz i owiec. Eksport gambijski wyniósł w 2014 roku 214 milionów dolarów, z czego lwią część stanowiły tkaniny i tekstylia (28%), kokosy i orzechy (21%) oraz drewno nieobrobione (14%). Nie jest to jednak dużo, biorąc pod uwagę, że w 2011 Gambia sprzedała za granicę dobra o wartości 250 milionów dolarów. Oznacza to spadek o prawie 15%. Dużą winę za tą sytuację ponosi nieudolny i skorumpowany rząd Yayha Jammeh.

Import gambijski był w 2014 na najwyższym dotychczasowo poziomie i wyniósł 1,14 miliarda dolarów, powodując wzrost deficytu budżetowego na ponad 900 milionów dolarów. Taka polityka finansowa nie może być utrzymywana i nowy rząd będzie musiał podjąć stanowcze kroki w celu załatania dziury budżetowej. Na chwile obecną zapotrzebowania Gambii to wiele produktów żywnościowych, ale także cement (2,2%), samochody używane (2%), skondensowane mleko (1,7%),  produkty z żelaza (1,7%), wyroby plastikowe (1,6%), buty gumowe (1%) i telefony komórkowe (1%).

W kraju, o tak małej ilości zagranicznych firm, konkurencja jest niewielka, a ci, którzy zaczną stawiać pierwsze kroki w nowo zdemokratyzowanym kraju już w styczniu, będą mieli przewagę nad tymi, którzy pojawią się później.

Turystyka, która już obecnie może pochwalić się sprawnym funkcjonowaniem, ma szansę na jeszcze lepsze wyniki, ponieważ na przyjazd do kraju „afrykańskiego dyktatora” daje się namówić zdecydowanie mniej osób niż do kraju „stabilnej demokracji”. Powrót ambasad i konsulatów również powinien pomoc w ulepszaniu globalnego wizerunku Gambii.

Gambia stoi dziś przed pierwszą od 22 lat szansą na lepsze jutro. Jeżeli Yayha Jammeh ustąpi, na co naciskają kraje ECOWAS jak również Stany Zjednoczone i Organizacja Narodów Zjednoczonych, to Gambijczycy będą mieli możliwość odbudowania swojej gospodarki. Pomoc wolnego rynku na pewno im się przyda.


[1] Waluta gambijska

Autor: Mikołaj Radlicki