Burundi pracuje usilnie nad uzupełnieniem deficytu energii, który paraliżuje kraj. W tym momencie brakuje 30 megawatów do zaspokojenie popytu wewnętrznego na poziomie 75MW.
Ten mały kraj produkuje obecnie 30 MW, podczas gdy 15 MW importowane jest między innymi z Rwandy i Demokratycznej Republiki Kongo. Oznacza to w gruncie rzeczy, że kraj boryka się z ogromnym deficytem energetycznym, który wymaga przynajmniej podwojenia produkcji energii elektrycznej.
Problem jest coraz bardziej pilny ze względu między innymi na inwestorów czekających na możliwość inwestycji w kraju. Do tych najbardziej energochłonnych zaliczyć można firmy zainteresowane wydobyciem niklu, które potrzebowałyby do 200 MW energii elektrycznej, co stawia przed Burundi cel w postaci minimalnej produkcji na poziomie 300 MW.
Energia wodna może zostać głównym źródłem długoterminowego rozwiązania problemu a wiele projektów jest właśnie w trakcie realizacji. Zaliczyć do nich można stację hydroenergetyczną na rzece Mpanda z oczekiwaną produkcją 10,4 MW, na rzece Kaburantwa (20 MW), Kagunuzi (7-8 MW) a także rzekach Jiji i Mulembwe (50 MW).
W roku 2012 rozpoczął się proces zbierania funduszy na finansowanie konstrukcji przynajmniej dwóch stacji energetycznych a rok 2013 będzie kontynuacją tego procesu. Koszty szacowane są na 210 milionów dolarów.
Oprócz finansowania wewnętrznego chętnie w projekty energetyczne włączają się również instytucje międzynarodowe. Bank Światowy zobowiązał się do przekazania na ten cel 60 milionów dolarów, podczas gdy Unia Europejska oferuje 50% dofinansowania całości przedsięwzięcia. Swój udział w inwestycji chcą mieć również Chińczycy, którzy przeprowadzają wstępne badania nad konstrukcją zapory na rzece Ruzibazi.
Wiele innych projektów w Burundi pozostaje na różnym etapie zaawansowania.
źródło: africareview.com